Bo moje nie najgorzej:)
W ruchu zaliczyłam 150 km, co jest jednocześnie powodem do zadowolenia, ale też nie do końca, bo aby zrealizować cel 1000 km w roku muszę miesięcznie zaliczyć ponad 80 km, co oznacza, że do jutra brakuje mi 10 km... Dam radę? :)
Dziś zamawiam "butki" do moich kijków, zdarłam je tak, że stukam metalem o chodnik, a tego nie znoszę. Musiałam poczekać na pensję - takie butki to aż 50 zł, cholera, ale warto!
Co jeszcze? Nauczyłam się robić sushi! Było pysznie - nawet dwuletni Dżemik się zajadał:
Z dietą raz lepiej, raz gorzej - teraz akurat jestem na fali wznoszącej - mam motywację i staram się korzystać z przepisów, które kiedyś dostałam od dietetyczki.
Miałam dbać o relacje i w ramach tego postanowienia zrobiłam już 2 udane imprezy dla starych znajomych, byłam na dwóch imprezach z ludźmi z pracy i kilka razy spotkałam się z koleżankami, które uważały, że już o nich zapomniałam...;)
Po pół roku zamierzam odnieść się szczegółowo do każdego z postanowień - na razie tylko raportuję, że działam i nie zapomniałam o postanowieniach:)
A Wy?
czwartek, 26 lutego 2015
poniedziałek, 23 lutego 2015
(140 km za mną) Wychodzę z impasu
Miałam kiepski okres w pracy - zostałam delegowana na 3 miesiące do innego działu. Bardzo to przeżyłam, bo mimo że moja praca jest cholernie stresująca, to bardzo lubię to co robię.
Teraz, w nowym dziale, zajmuję się pracą stricte administracyjną (faktury, raporty, sprawozdania) - ani się na tym nie znam, ani tego nie lubię.
Niemniej jednak okazało się, że stresów na moim nowym miejscu pracy nie mam, a ludzie w zespole są niewiarygodnie fantastyczni - podobnie jak szefowa (co za odmiana!).
Nie wiem, co lepsze - robić to co się lubi w stresie i nerwach i przy niezliczonej liczbie nadgodzin, czy robić to co cię kompletnie nie interesuje i nudzi, ale w fajnej atmosferze, śmiechu i przy wychodzeniu z pracy po (zaledwie!) 8 godzinach?
Sporo ludzi mówi mi, że pewnie zostanę w tym nowym dziale...
Mam jeszcze 3 miesiące, żeby się nad tym zastanowić.
W związku z tym, że nareszcie wracam do domu o normalnych porach postanowiłam wziąć z pracy kartę Benefit:) Koszt u nas jest spory - 130 zł, tym bardziej będę musiała z niej korzystać :
Teraz, w nowym dziale, zajmuję się pracą stricte administracyjną (faktury, raporty, sprawozdania) - ani się na tym nie znam, ani tego nie lubię.
Niemniej jednak okazało się, że stresów na moim nowym miejscu pracy nie mam, a ludzie w zespole są niewiarygodnie fantastyczni - podobnie jak szefowa (co za odmiana!).
Nie wiem, co lepsze - robić to co się lubi w stresie i nerwach i przy niezliczonej liczbie nadgodzin, czy robić to co cię kompletnie nie interesuje i nudzi, ale w fajnej atmosferze, śmiechu i przy wychodzeniu z pracy po (zaledwie!) 8 godzinach?
Sporo ludzi mówi mi, że pewnie zostanę w tym nowym dziale...
Mam jeszcze 3 miesiące, żeby się nad tym zastanowić.
W związku z tym, że nareszcie wracam do domu o normalnych porach postanowiłam wziąć z pracy kartę Benefit:) Koszt u nas jest spory - 130 zł, tym bardziej będę musiała z niej korzystać :
Subskrybuj:
Posty (Atom)