niedziela, 17 marca 2013

64 kg !!!!!!!


Jupi !!! 64 kg na liczniku! Plus 50 dkg, ale przeciez 64,5 to wciąż 64 kg, prawda? :)))) Ważę pół kilo mniej niż przed ciążą!!!!

Samopoczucie poszybowało w górę, siłownia dziś zaliczona, przygotowane pyszne i zdrowe  śniadanko pierwsze i drugie dla całej rodzinki, słońce świeci, aż się chce żyć!!!

Teraz tylko z niepokojem myślę o jutrze, bo na ABT trener zrobił nam taaaaaki wycisk na ręce, że boję się, że nie podniosę Dżemika z powodu zakwasów:)

Na fali dobrego humoru zastanawiam się nad kupnem książki Ewy Chodakowskiej, myślicie, że warto?

Miłego dnia!!!!!

środa, 13 marca 2013

Kasia Bosacka cudnie chudnie



Jestem osoba uzależnioną od kupowania książek o odchudzaniu. Szczególnie interesują mnie poradniki zajmujące się psychologiczną stroną problemu, ale nie tylko. Książki o dietetyce bardzo często kupowałam (podobnie jak miesięczniki Shape w poszukiwaniu kopa, inspiracji, czegoś, co wyzwoli we mnie nowe pokłady dietetycznej energii.

W tym tygodniu w ramach poszukiwania inspiracji nabyłam książkę autorki jednego z moich ulubionych programów: „Wiem, co jem” – Kasi Bosackiej.

„Kasia Bosacka cudnie chudnie” to – jak głosi okładka – zbiór przepisów, porad, motywacji i wszystkiego, co pomoże nam chudnąć. Czy poradnik spełnia te obietnice? Moim zdaniem tak!  Mimo tego, że w diecie, którą stosuje i opisuje pani Kasia „nie ma nic odkrywczego, zaskakującego, żadnego „łał”, „ożesz ty!”, ani nawet „no co ty?”. (…) jest dość nudna, żmudna i trudna, w żadnym razie nie sposób określić jej jako diety cud”.

Jest taka, jaka moim zdaniem powinna być dieta: prosta, tania, bezpieczna i skuteczna. Opiera się na najzdrowszych, dostępnych w naszych sklepach produktach. Niby żadnych rewelacji (i rewolucji), ale w tym tkwi siła książki. Kolejnym argumentem za zakupem jest bardzo lekkie pióro. Książkę czyta się jednym tchem, jest napisana bez zadęcia, moralizowania, patosu. Jest lekko i zabawnie, a jednocześnie przemycona jest spora ilość wiedzy na temat popularnych diet, wody, herbat odchudzających, soli itp.

Świetny jest rozdział pt. „Na zakupach”. Autorka  po kolei omawia każda z grup żywnościowych, dowiadujemy się, jak kupować i na co uważać wybierając  m.in. jajka, makaron, warzywa i owoce, ryby, płatki śniadaniowe, czy chleb.

Atrakcyjna oprawa graficzna przyciąga wzrok. W książce roi się od ładnych zdjęć i zabawnych ilustracji.
Przepisów może nie jest jakoś strasznie dużo, ale  wyglądają naprawdę atrakcyjnie oraz – co dla mnie bardzo ważne – nie wymagają spędzania długich godzin w kuchni.

„Kasia Bosacka cudnie chudnie” to świetna książka dla osób, która wkraczają na drogę health life i nie bardzo wiedzą, jak się do tego zabrać. Osoby, które dietetyka interesują się już jakiś czas mogą, ale nie muszą być odrobinkę rozczarowane – głównie przez ten brak nowych, rewolucyjnych rozwiązań, mnie jednak książka przypadła wybitnie do gustu – pewne sprawy podporządkowała, no i czuję znowu takiego małego kopa, a przecież głównie o to mi chodziło.:)

wtorek, 12 marca 2013

Wpis politycznie niepoprawny, ale prawdziwy


Nie wiem, co mi ostatnio przyszło do głowy, ale po obejrzeniu nowego programu na TVP2 pt. „Życie od kuchni” poczułam, jakby mnie ktoś rąbnął w głowę. Spojrzałam na dwoje bohaterów (babka -32 lata i facet – 37) i wyobraziłam sobie siebie i swojego męża na ich miejscu i zmartwiałam.

Nie wiem, czy macie tak samo, ale jak widzę ludzi około 30-tki, z baaaardzo widoczną nadwagą lub otyłością od razu wyobrażam sobie, kim Ci ludzie są. To silniejsze ode mnie i pewnie powinnam z tym walczyć, bo to takie politycznie niepoprawne, ale w zaniedbanym grubasie automatycznie widzę osobę:

- leniwą

- niezorganizowaną

- nieumiejącą poradzić sobie z własnymi emocjami

- nieszczęśliwą

- zmęczoną

- nudną

- bez zainteresowań

- bez przyjaciół

 - NIE PANUJE NAD WŁASNYM ŻYCIEM

- która po pracy je na kanapie niezdrowe żarcie przed telewizorem.

- a w weekend powoli porusza się po hipermarketowych alejkach w poszukiwaniu promocji na niezdrowe żarcie.


Jak widzę dwoje 30-latków z normalnymi, zadbanymi ciałami od razu dobudowuję sobie ich „historię”:

- pomysłowi, kreatywni, roześmiani, energiczni

- z masą przyjaciół, z którymi robią fajne rzeczy

- po pracy jadą na siłownię lub spacer

- a w weekendy jeżdżą na rowerze.


Niesprawiedliwe? Z całą pewnością. Wiem, że to stereotypy, wiem, że nie powinno się ludzi w ten sposób stygmatyzować. Nie można przecież wnioskować czegokolwiek na temat charakteru, przyzwyczajeń, czy usposobienia danego człowieka tylko na podstawie jego wyglądu – to takie powierzchowne… W końcu każdy z nas zna grubasów, którzy nie spełniają opisanych przeze mnie kryteriów, podobnie jak osoby szczupłe nie zawsze dbają o siebie, a sylwetkę zawdzięczają genom. Ale to silniejsze ode mnie i jestem pewna, że wielu z nas kieruje się takimi schematami w myśleniu.

Jestem młodą duchem, wesołą, energiczną, z całą masą pomysłów, zainteresowań i znajomych osobą i przeraża mnie, że ktoś (np. na rozmowie kwalifikacyjnej) mógłby skreślić mnie tylko z powodu tego, jak wyglądam.

No więc okazuje się, że poza typowo zdrowotną motywacją do zdrowego żywienia (i życia przy okazji) mam wielką, mega istotną motywację … (jakby ją tu nazwać…) SKOJARZENIOWĄ. Bo ja nie chcę się nikomu kojarzyć z lenistwem, brakiem energii, niechlujstwem.

PS. A  ze swoim schematycznym podejściem do osób z nadwagą walczę, bo to pochopne, nietaktowne i bezmyślne. Ale kto z nas tak nie czuje w pierwszym odruchu?