czwartek, 24 stycznia 2013

Moc pozytywnych komentarzy:)



Jezu - to naprawdę działa! No - ten blog:))) Wystarczy choć jeden pozytywny komentarz (nieznajomej osoby w gruncie rzeczy) żeby podnieść na duchu i zmobilizować do działania!!!
 
Bo czego oczekuję od tego bloga? Że będzie mnie napełniał optymizmem, że jak już powiem A, to będę chciała powiedzieć B, C, D aż do końca alfabetu. I jeśli się kiedyś … „zająknę” w tej wyliczance, to może znajdzie się jakaś życzliwa dusza, która rzuci jakieś pozytywne hasło, poda rękę i powie: „Nie poddawaj się, tak dużo już zrobiłaś”.
A oprócz tego?

 - bo fajnie mieć cel i plan, a jak się coś spisze, to trudniej tego nie dotrzymać
 - bo chciałabym poznać osoby z podobną energią, podobnymi problemami  wyzwaniami, by dojść do czegoś razem i razem się tym cieszyć
- bo uwielbiam zdjęcia „przed” i „po” i też chcę mieć takie
- bo chciałabym stworzyć swoją własną historię zdrowego, pozytywnego, inspirującego życia, która będzie mnie nakręcać
- bo zamierzam udowodnić, że opieka nad dzieckiem (w zasadzie nawet dwójką), a także (w perspektywie) powrót z urlopu macierzyńskiego do pracy nie jest wymówką w dbaniu o siebie
- bo nie chcę zamęczać znajomych i rodziny swoim planem dietetycznym, treningowym, sukcesami i porażkami
A Wy czemu blogujecie?


poniedziałek, 21 stycznia 2013

Helfi - srelfi, czyli porażka na całej linii :(


Weekend, pod względem jedzeniowo-ruchowym, można okreslić jednym słowem: PORAŻKA :(

Sobota zaczęła się fatalnie - małż storpedował moje plany związane z jego opieką nad Dżemikiem, w związku z czym nie mogłam ani pojeździc na rowerze, ani iść na spacer z kolezanką, ani iść do biblioteki (a ja bez zapasu książek jestem jak pozbawiona powietrza, ani iść do sklepu i kupić coś sensownego do jedzenia. Po prostu dzień wcześniej imprezował i w soboę leczył kaca.

A ja się tak zdenerwowałam, że zaczęłam jeść. Nie, to nie było jedzenie. ZACZĘŁAM ŻREĆ. Skończyło się to wielkim kacem moralnym i poczuciem wielkiej pogardy do samej siebie...

Miałam kiedyś problem z kompulsywnym jedzeniem, poradziłam sobie z tym, ale problem nadal raz na jakiś czas pojawia się w sytuacji stresowej, kiedy w porę nie zacznę "opracowywać" tego stresu, rozbierać mojego złego nastroju na czynniki pierwsze i szukać innego sposobu na pocieszenie.

Najgorsze jest to, że czasem po takim wyskoku zbieram się kilka dni, zanim zacznę zdrowo jeść - bo przecież "dałam ciała", jestem beznadziejna itd. Mój kac moralny przeciągnął sie do wczoraj, np. na obiad zjadłam dwie parówki (!) z majonezem (!!) i kromką chleba z serem i majonezem (!!!). Żenujące, naprawdę...

Ale jak to mówią: Padłeś? Powstań! Zbieram się dzis do kupy, bo ile można jeść śmieci? Wish me luck! :)

piątek, 18 stycznia 2013

9 powodów, dla których wybieram "healthy lifestyle"



Doszłam do wniosku, że teraz mam znakomitą okazję, by wymyślić, zdefiniować siebie od początku. Urodziłam dziecko, zaczęłam urlop macierzyński, no i zaczął się nowy rok, nowe nadzieje, nowe plany. Czy to nie dobry moment, żeby zastanowić się:

·          Jaką osobą chciałabym być?

·          Czym wypełniać swój czas?

·          Jak o sobie myśleć?

·          Czym karmić swoje ciało?

·          Jak je traktować?

Na te pytania nie można sobie odpowiedzieć w 5 minut. Nawet nie ma takiej potrzeby, „wymyślanie siebie” to proces ciągły, nieustanny.

Na pierwszy ogień poszło pytanie: po kiego diabła zamierzam się męczyć i chcę uczynić ze zdrowego stylu życia sposób na codzienne funkcjonowanie ???


Po zastanowieniu wiem, że

1.        wreszcie chcę mieć wygląd dopasowany do stanu emocjonalnego, a nie metryki

2.        opieka nad niemowlakiem wymaga większej ilości energii, którą chcę czerpać z sensownego jedzenia i ćwiczeń

3.         zdrowe odżywianie i ruch to najprostszy sposób na dobry humor, a z tym miewam czasem kłopot

4.         lubię czuć, że panuję nad swoim życiem, że mam je mocno w swoich rękach, a jednocześnie, że nie przecieka mi przez palce

5.        w połowie lutego planuję pierwsze poważnego „pociążowe” zakupy ciuchowe i muszę się do tego soooliiiidnie przygotować J

6.        nie mogę wyglądać jak stereotypowa,  zaniedbana „mamuśka”

7.        za kilka miesięcy zaczynam szukać nowej pracy, a odpowiedni wygląd pomoże mi na rozmowie kwalifikacyjnej (przynajmniej jeśli chodzi o pewność siebie, bo kwalifikacji mi , oczywiście, nie zwiększy)

8.       chcę, by moi synowie byli ze mnie dumni

9.        … i  żeby moja rodzina mogła brać ze mnie przykład J

A jak realizacja? Wczoraj udało mi się pojeździć na rowerze:) Pół godziny na początek, ale dobre i to:)  Od razu humor lepszy!

środa, 16 stycznia 2013

Ćwiczenia razem z niemowlakiem, czyli jak się nie ma co się lubi..


… to się lubi, co się ma :)



Miałam wczoraj jeździć na rowerze, hmmm… Nie wyszłoL Małż wrócił z pracy tak zmęczony i chory, że musiał się położyć, a i później nie miał siły zająć się małym (zwanym Dżemikiem:). Synuś był wczoraj mocno absorbujący, nie było szans, żeby go odłożyć na pół godziny do łóżeczka, więc nie miałam wyjścia – ćwiczyliśmy razem.:
W sieci jest całe mnóstwo ćwiczeń, które można wykonywać razem z niemowlakiem, ja wczoraj zainspirowałam się tymi ze strony www.mamazone.pl:
Przysiady. Możesz robić przysiady z dzieckiem na rękach.

Skłony i pompki. Dziecko położone na kocyku blisko mamy będzie widzieć jej twarz i uśmiech. A kiedy jej twarz będzie zbliżać się do buzi dziecka, uśmiech malucha murowany.

Unoszenie dziecka ponad swoją głowę. To bardzo dobre ćwiczenie dla mięśni ramion i pleców.

Wzmacnianie mięśni brzucha. Położenie się na plecach i umieszczenie malucha na nogach (uda podniesione do bioder pod katem prostym, łydki równolegle do podłogi) brzuszkiem do dołu sprawia, że możesz kołysać maleństwo w przód i w tył oraz na boki, oczywiście stale podtrzymując go dwiema rękoma. Dodatkowo unosząc głowę, łapiesz kontakt wzrokowy z dzieckiem, co powoduje, że pociecha zaczyna się uśmiechać.

Unoszenie nóg. Jeśli lekarz zezwala, możesz wykonywać ćwiczenia wzmacniające mięśnie nóg. Umieść maluszka na kocyku obok siebie, a sama połóż się na boku. Oparta na przedramieniu możesz zabrać się za unoszenie jednej z nóg, tak aby utworzyć kąt ostry z podłogą. W tej pozycji będziesz mogła zagadywać swoją pociechę, a ono będzie szczęśliwe, widząc twój skupiony na nim wzrok.”

Pomachałam tymi rękami i nogami raptem 40 minut i naprawdę się zmęczyłam! Ale jak fajnie było!


 


Zmiany, zmiany...



Hmmm ....

Okazuje się, że zmiany w tym roku będą bardziej rozległę niż się spodziewałam - kilka dni temu dowiedziałam się, że z chwilą zakończenia urlopu macierzyńskiego (koniec maja) stracę pracę...

Po 6 latach pracy w firmie czas na nowe... Wierzę w to, że zmiana obróci się dla mnie na lepsze, że podołam temu wyzwaniu, że wszechświat ma wobec mnie jakiś plan :)

Teraz muszę tylko podołać małym smuteczkom i skończyć z jedzeniem pod wpływem stresu, co niestety miało miejsce przez te parę dni.

Co u mnie jeszcze? Maluszka szczęśliwie urodziłam miesiąc temu i teraz powoli zabieram się za bardziej wzmożoną aktywność fizyczną - dziś wsiadam na rower stacjonarny! Wcześniej (nazajutrz po porodzie) rozpoczęłam ćwiczenia dla kobiet w połogu – co więcej, zachęciłam do nich również „współspaczkę” z pokoju w szpitaluJ

Po 10 dniach zaczęłam chodzić na spacerki, w miarę możliwości codziennie, potem dołączyłam kijki (jestem wielką fanką nordic walkingu) i kontynuowałąbym pewnie marsze do dzić, gdyby nie pogoda… A więc został mi rower; jak tylko nabiore trochę kondycji zamiezram zmierzyć się z Ewą ChodakowskąJ

Mam nadzieję, że te wszystkie działania skutecznie odpędzą wszystkie czarne mysli związane z moją „bezrobotną” przyszłością…